Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/146

Ta strona została przepisana.

podwórza i martwego, czarnego Nonplusu, żeby sobie pokazać dokładnie, że jej tam nie było że jej już nie było wcale, że się stała symbolem zwykłej, ludzkiej tęsknoty do tego, czego niema.
Wtedy zdradziecko podpłynął kaszel, huknęło z pełnej piersi i długo dudniło raz po raz. Na czole skroplił się i ostygł natychmiast na chłodzie gęsty pot.
Wtedy ktoś poruszył drzwiami szlifiarni. Andrzej podniósł oczy szkliste od wyciśniętych kaszlem łez i zobaczył Stefana Pietrzaka:
— Cóżeś ty wyszedł? — spytał szlifiarz, otulając się mocniej w kurtkę.
— Zakasłałem się, wszyscyby się pobudzili — odrzekł Andrzej.
— I tu siedzisz? —
— Wiesz co mnie tak po głowie chodzi — odparł Andrzej — namby trzeba było do ludzi u Bicińskiego iść i do Galalitu. Żeby z nami poszli. Przecie nietylko Nonplus obniży.
— No — zamyślił się Pietrzak, przysiadając obok — Galalit to niebardzo pewny, bo u nich teraz sezonu niema, ale do Bicińskiego wartoby. Ale stąd już przecie nie odejdziem.
— Sami nie pójdziem, ale nas już ruszą. Może jutro.. —
— Dziś — odparł na to Stefan i oczami pokazał widoczny z sieni szmat nieba nad podwórzem. Rzedła tam ciemność i zaczynał się przedświt siny, bury, cięty drobnym deszczem. —

142