Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/149

Ta strona została przepisana.

znaczy, kiedy siłą zgnieść chcą człowieka i jakże nie bronić się tu, nie walczyć o swoje? Wrośnięci w lepkie błoto otaczali kołem Dolisa. Już nawet nietyle słuchali tego, co mówił, ile pamiętali, żeby nie dać przerwać koła. Nawet krzyki, które po pierwszych świśnięciach gumy zabrzmiały, nieodrazu poruszały ludzi.
Stali rzędem jedno przy drugiem, tak jak ich później umieszczono w gazecie, tych, których tego dnia aresztowano: Stefański Antoni, Małecka Pelagja i Pietrzak Stefan.
— Stefan — zawołała rozpaczliwie Julka.
To ona oberwała pierwsza, to w jej miejscu przerwało się koło i tamtędy dostali się do Andrzeja Dolisa. Mechanik zgiął się nagle, przysiadł prawie. Silna pięść, niezłośliwa, tylko spiesząca się pchnęła w plecy, pomogła.
Wyrwało się coś gniotącego z piersi, załaskotało w gardle, Andrzej chrząknął i raptem z półotwartych ust po brodzie, po marynarce, na służbowy rękaw nawet, zakapała najśliczniejszą jasną czerwienią krew krętą strużką.
Pierwszy raz zobaczył ją tak Andrzej i strach przed chorobą, straszniejszy niż wszystkie inne ścisnął go. Ręka uwolniła go natychmiast. Naokoło przerażono się. Ci, co stali o krok, Feliks Zając i Sikorzanka ujęli go pod pachy i wtaszczyli do drewnianej budki.
Policjant postał chwilę, potem odszedł.
Andzia Sikora pierwsza odrazu zrozumiała sens tej

145