Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/153

Ta strona została przepisana.

— Żeby mnie zagryżli inni. Musi przecież być rozsądna kalkulacja. Poco mam pracować? Oni mi będą dyktować? Żeby nowych maszyn nie wstawiać? Ale ja ich pamiętam. Te twarze zawzięte. Reszta już mnie nawet nie dziwi, tylko tamten oświecony chłopak, ten Dolis. Myślisz swój człowiek, okazuje się agitator. Zawsze jeszcze czemuś się wierzy — rzekł gorzko.
Marja spuściła oczy, pomyślała: Jasia.. On tego nie zapomni.
— A co można im zrobić tatusiu? — spytał Stefanek.
Oczy pani domu wyczekująco zwróciły się do Anny, ale wychowawczyni siedziała z zaciśniętami ustami i nieuważnie patrzyła w przestrzeń.
— Piotr jest niemożliwy — pomyślała pani Marja — sto razy prosiłam, nie przy dzieciach i przy obcych. —
Już — myślała Anna — nie mogę dłużej.
Można było w ciągu miesięcy zwlekać, nie odchodzić stąd, kryć się, kłamać uśmiechem, spokojem, spojrzeniem, przyrzekać sobie, za kilka dni. Aż nagle teraz skończyło się tych kilka. — „Na kompromis” — powiedział..
Siedział tam, kulturalny pan, sławny lekarz, obcy człowiek. Nie rozumiał. On, który wlot zgadywał subtelne drgnienia. Nie znał ognia tej walki. Nie mógł nawet zrozumieć co znaczy taki strajk.
Tam siedzieli oni w chłodzie zapylonych hal fabrycznych dzień i noc, nędznie żywieni. Rękami, no-

149