Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/157

Ta strona została przepisana.

nie długo, długo, na zawsze. Ale kiedy później schodziła ze schodów, z tych czystych, marmurowych z wygodną poręczą, krok za krokiem wdół — przybłąkała się myśl uporczywa, przerażająca… i już niezupełnie nowa: Coś się kończy.
W południe przyszła Anna na Twardą. Przez otwarte okna mieszkań płynęły zgodne zapachy kiszonej kapusty, grochówki i smażonej słoniny. Przystając co kilka kroków na wrzaskliwem podwórzu, wlokła Anna walizkę od spodu ciężko nabitą książkami.
Tabliczka „Halina“ na drzwiach była pokryta zieloną pleśnią. W ciemnym przedpokoju zaplątały się zaraz nogi w znajomy chodnik, zamieniony już w workowaty łach. W kuchni szyły „panienki“ i maszyna zagłuszyła kroki Anny. Dopiero, kiedy skrzypnęły drzwi pokoju, któraś powiedziała głośno:
— Ktoś wszedł.. — Maszyna urwała nagle, stołek zaszurał, matka weszła do pokoju, kiedy Anna dysząc ciężko, przysunęła sobie krzesło z przedartem trzcinowem siedzeniem. Ziemista twarz mamy jakby poczerniała jeszcze.
— Andzia — rzekła z niespokojnem zdumieniem — co to? —
Anna pokorniej niż kiedykolwiek uczepiła się twarzy matczynej bronzowemi źrenicami:
— Mamo, chwilowo tylko, dopóki będę miała mieszkanie. —
Matka założyła na piersi zmęczone ręce. Włosy miała potargane, stopy tkwiły w tych samych płóciennych pantoflach, poczerniałych ze starości i bru-

153