Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/158

Ta strona została przepisana.

du. Kiedyś musiały być szare, albo może białe. Nawet Anna nie wiedziała tego.
— A Andrzej gdzie? — spytała twardo z odrobiną drwiny.
— Rozeszliśmy — powiedziała Anna cicho.
— Z tej wielkiej miłości, co?.. —
— Mamo.. — zaczęła Anna.
— Naturalnie, najpierw oburzenie, nikt jej nie rozumie, matce nawet się nie mówi. Pewnie, skąd jakaś tam matka do sercowych spraw córki. Prosiłam, błagałam, cherlak, grosza zarobić nie może, koło swoich butów lata — z za szkieł błyszczały jej spłowiałe oczy rozpalone goryczą i gniewem.
— Moja córka, tyle lat pracy, każdy mówił: możesz mieć pomoc, naucz szycia, ja nie. Oszczędzałam, niech się kształci. Przecież też miałam wykształcenie. A teraz, jestem z walizeczką, rozeszłam się, już — mama jest zawiadomiona. —
Anna usiłowała się wcisnąć w ten potok słów
— Mamo, — zaczynała wciąż napróżno, ale noga w płóciennym pantoflu tupnęła rozpaczliwie miękkiem klapnięciem:
— Co tam było? Poszedł może jeszcze sobie, co? —
Anna rękami zasłoniła sobie twarz.
Tak było teraz jak wtedy w cukierence z Andrzejem.
— Nie, nie to ja poszłam. Mamo, zostaw mnie, jeżeli nie mogę zostać to pójdę.. —
— Głupia gdzie pójdziesz? — krzyknęła matka —

154