Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/159

Ta strona została przepisana.

Już dobrze, zostawię cię. Kto mnie przeklął, za co, że z niczego pociechy nie mam, nawet.. —
Anna ujrzała, że spod szkieł w zwyczajnej drucianej oprawie spłynęła kropla. Palce rozmazały ją po twarzy. Okazało się nagle, że przez te lata matka czekała tu na coś. Szyjąc, kłócąc się z „panienkami“, z ojcem, z Dankiem, czekała na pociechę od niej, Anny.
Do pokoju weszła dziewczyna z kawałem skrojonego materjału. Nowa, nie znała Anny.
— Proszę pani — zaczęła — jak tutaj zrobić?
— Chodź, tam ci pokażę — rzekła opryskliwie matka i poszła do kuchni.
Anna została przy stole zarzuconym odwiecznemi żurnalami, pod lampą z zakurzonym grubo, wyblakłym abażurem. Na kredensie pełnym książek i papierów Danka można było rysować palcem w szarym kurzu.
Przed lustrem leżała płaska od ugniatania, lśniąca od wytarcia poduszka, w której były wyciśnięte wklęsłe wgłębienia kolan mamy.
Na nic był dyplom okupiony latami klęczenia na tej poduszce, nie mógł okupić nawet wyprostowania tych pleców. Nie było pociechy od wykształconej córki. Już nietylko pomocy, nawet pociechy.
W kuchni mama krzyczała na kogoś. Wszystko było tak, jakby się stąd odeszło wczoraj. Chyba jeden Danek urósł i zmienił się. Anna ze spuszczoną głową siedziała przy stole. Matka, Andrzej, każde z nich na inny sposób zostało skrzywdzone. Ale nie mogła

155