Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/165

Ta strona została przepisana.

temi rękami przezwyciężała schody ku górze do tego pokoju.
Jeszcze jedne schody. Anna ciężko wisiała u ich poręczy. Zapach magaryny napełniał sień. Szedł za Anną wytrwale i cierpliwie w górę po tych najdłuższych w życiu schodach.
Malenki ciemny przedpokój, na lewo drzwi znane wejście sublokatorskich pokoi. Nareszcie łóżko i przezornie przygotowana na krześle obok zimna woda w szklance. Cesia pamiętała. Jeszcze jej niema, ale to nie szkodzi. Jeszcze jest trudno wyjść poza własną samotność. Jeden tylko człowiek powinien być tutaj, ale to nie jest możliwe. Nie wie.
Idą chwile, godziny. Myśli niezmordowanie krążą koło tego, czego już niema, a mogło być. Nareszcie budzi się jakaś żywa chęć. Pić. Ale niema nikogo. Już jest popołudnie. Zdarzenia zaczynają splatać się z wyobrażeniami, Anna czuje lekki strach, to temperatura podnosi się.
Z mieszkań zaczynają dzieci wołać na kolację, kiedy do drzwi puka Cesia. W jej szarych oczach zjawia się cień, Anna wygląda okropnie.
— Myślałam, że chyba nie przyjdziesz — szepcze.
— Jakto? — oburza się Cesia — ale tyle było roboty w pracowni, ledwo teraz wyszłam. —
Poprawia poduszki — Strasznie gorąca jesteś — niepokoi się.
A po Annie kojąco spływa ten niepokój, że Cesia znów jest bliska i swoja, tak jak dawno temu:
— To nic — odpowiada — tak musi być. —

161