Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/168

Ta strona została przepisana.

tekturowych pudłach są na sprzedaż krawaty, skarpetki, w walizeczkach dziecinne ubranka, w koszach brudne ciastka i czekoladki i nagle całe lotne targowisko ginie, umyka, ulica zostaje opuszczona, samotna, wszystko znikło, w różne strony rozchodzą się ludzie z zamkniętemi pudłami i walizkami. Przeszedł policjant.
Anna idzie Twardą. Chorowało się kiedyś? Bolało? Tak, ale to już wszystko minęło. W małej mleczarni jest telefon. W jego słuchawce za chwilę usłyszy Anna głos. Trzeba długo czekać. Zajęty. Można tymczasem pospiesznie rozmyślać. Powiedzieć zaraz za pierwszym razem? Jak to będzie, czy okaże niepokój? Prawdziwy powszedni dzień jest dla nich różny. Nie dzielą go, nie znają go. Co wie Stawan o Twardej, o szkolnej praktyce, o bieganiu po lekcjach, co wie Anna o jego dniu?
Jeszcze wciąż są dla siebie świętem, wyrwaną z dnia chwilą, najlepszą może, ale krótką.
Nareszcie. Daleko w słuchawce zjawia się głos. W mleczarni stukają naczynia, zagłuszają słowa.
— Tak długo nie dzwoniłaś. Myślałem, że zapomniałaś o mnie? —
Niedorzeczne pragnienie, żeby się domyślił, żeby owinął ją w czułość po tylu dniach niewidzenia, ogarnia Annę.
— Co robiłeś przez ten czas? — pyta.
Na stoliku obok kelnerka z brzękiem ustawia szklanki.

164