Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/17

Ta strona została przepisana.

ko wtargnięcie zewnętrznego świata w ich własną sprawę.
— Muszę pójść — rzekła Marja.
Na jej twarzy łzy wyznaczyły palącą, zbolałą smugę. W trzydzieści pięć lat płacz nie przynosi już ulgi, ból nie spływa razem ze łzami. Ale poza tym domem osieroconym i już obcym, był jeszcze inny, własny i Marja musiała pójść.
Ale kiedy tylko zamknęła drzwi nieodłącznie przywarło do niej wspomnienie Jasi. Jak wyglądała żywo i młodo, jaki miała dźwięczny głos i proste ruchy i jak za odległych lat w domu niedbale wyciągała nici z kłębka tak, że plątała wszystkie pozostałe i zostawiała je potem innym. A oto był właśnie jej splątany kłębek. Marja nieoczekiwanie ze zgrozą pomyślała o własnem dziecku, o swojej córce i niespokojnie szukała myślami, jaka ona jest?
….Od pół godziny Zocha udawała, że śpi i leżąc cicho z zamkniętemi oczami czekała na matkę. Nie było jej jeszcze o dziesiątej. Ojciec zjadł już kolację. Jadł ją zresztą potrochu. Widocznie chciał czekać, ale nie wytrwał. Zocha długo udawała, że ma mnóstwo lekcji. Przeczytała nawet to, co zadano na pojutrze, ale o wpół do dziesiątej trzeba było iść. Niewygodna to rzecz ojciec lekarz, zważający na ilość godzin snu.
W domu panował niezwykły nastrój. Ciotka Jasia nie żyje. Jutro pogrzeb. To straszne, ale to jeszcze nie wszystko. Wiadomo wyraźnie, że jest jeszcze coś.

13