Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/171

Ta strona została przepisana.

czyła znajomą sylwetkę. Nad skronią gładko przylegało widoczne spod kapelusza pasmo siwych włosów. Miał połysk oksydowanego srebra.
— Lubiłam ten połysk — myślała Anna, idąc do domu ulicami, wciąż innemi ulicami, krzykliwem podwórzem, ciemnemi schodami.
W kuchni na Twardej, w żelazku palił się węgiel drzewny. Sukno jęczało, syczało pod ciężarem. Było już po obiedzie.
— Dla ciebie jest w piecyku — powiedziała matka i dodała — wiecznie się spóźniasz. —
— Nie będę jadła — powiedziała Anna z palcem zwróconym w stronę jamy brzusznej.
W pokoju, przy oknie hałasował Danek, czarnowłosy, piękny chłopak w zniszczonem, wyrośniętem ubraniu. Z zamiłowaniem robił eksperymenty chemiczne i teraz gorączkowo stukał probówkami. Ciągle mu przytem coś brakowało. Wtedy wołał w stronę kuchni:
— Mama, gdzie blaszane pudełko z Róży Cejlońskiej? — albo — Gdzie mój kwas?.. —
Anna leżała na kanapie. Tej samej, w której Danek połamał niegdyś sprężyny i wykopał dołek we włosiu. W tym dołku leżały teraz jej plecy. Leżała godzinę, drugą. Nie było klijentek.
Potem weszła mama niby po żurnal, zębami obgryzała nitkę:
— Co ci jest, Andzia? — spytała.
— Boli — powiedziała znów Anna i pokazała palcem w stronę brzucha.

167