Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/172

Ta strona została przepisana.

— Chcesz fajerkę? — zapytała mama.
Skinęła głową. Mama położyła materjał na krześle i wyszła do kuchni. Anna leżała, Danek gwizdał głośno. Jego kwas wydawał zapach spalenizny. Anna nie poruszyła się. — Co to jest? — myślała — Przecież nic się nie stało, nic. Czy znałam kiedyś jego powszedni dzień? Czy to tak, jak Andrzejowi? O nie, tamto było inaczej.. A może tylko inaczej, bo to się stało Andrzejowi. Ale czyż nie bolało i za Andrzeja, kiedy mu się stawała krzywda? Nie, to było inaczej. — A potem dla własnej ambicji, dla własnego, śmiesznego pocieszenia: — Przecież to nie dziś dopiero skończyło się, a już wtedy, wtedy..
Mama przyniosła fajerkę. Fajerka leżała teraz na brzuchu, wysoko, pod sercem i grzała. Ciepło, łagodnie.
— Nie będę przecież płakała — myślała Anna — tu siedzi mama.. — i łzy zebrane w gardle (już nawet czuło się ich smak) wróciły posłusznie, zapadły gdzieś wgłąb.
Ona sama rozdwoiła się nagle we własnej obronie. Były już dwie Anny. Jedna leżała uderzona znienacka między oczy, ogłuszona i tępa, druga najpierw mówiła rozsądnie: Przecież nic się nie stało, to nic nie znaczy, czy przyrzekł ci kiedyś staroświecką, romansową wierność? A potem tkliwie: Zacznij wszystko od początku, życie jest piękne, zacznij je od początku.., ale pierwsza Anna leżała nieruchomo i tępo dostrzegała tylko schyloną postać, która wyciągała w górę igłę z nieskończenie długą nitką.

168