Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/196

Ta strona została przepisana.

wali tam to, co dotyczyło ich. Oburzali się, grozili, zaczynali mieć odrobinę nadziei, kiedy widzieli, że coś z ich własnych walk gdzieś daleko wybuchało ogniem, którego iskry znali.
Potem powoli ustępowali innym miejsca przy gazecie, odrywali się niechętnie i ruszali w swój trudny, powszedni dzień.
Ogłoszeń zaofiarowanych na pracę bywało z dziesięć do dwunastu w najlepsze dni, a z małego pokoiku administracji od wczesnego rana do popołudnia płynęli gromadki, lub szli pojedyńczo ludzie. Gdyby ich zestawić, utworzyliby szeregi. Szeregi rozsypywały się po mieście od środka do krańców i podejmowały bezcelowy marsz na owe dziesięć dwanaście miejsc, w których coś ofiarowano.
Dla kogo wystarczy?
Nie można było iść zbyt wcześnie. Anna wiedziała o tem. Przychodziło się wtedy na porę śniadania, nieporządku w mieszkaniu i złego humoru. Żeby zużyć czas poszła pod pierwszy odległy adres pieszo. Było daleko, na samym końcu Siennej, obok Placu Kazimierza. Szare ulice, bezbarwne sklepy: dodatki krawieckie, szewckie, mały zegarmistrz i spożywcze zamazane jednostajnemi reklamami, skaczący jeleń na mydle i młynek do kawy.
W bramie spis lokatorów. Tu było widać, jak się ludzie gnieździli obok siebie, jak im było ciasno. Odnalazła adres. Urzędnik, trzy pokoje. Poznała mieszkanie. Określony rodzaj, ciężkie przestarzałe meble, kiedyś było tu dobrze. Na kredensie potwornie wiel-

192