Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/200

Ta strona została przepisana.

lśniącą sztucznym jedwabiem serwetę. Nie spuszczała oczu z Anny:
— Pani powinna się zgodzić, dziś wszędzie są takie płace — i nareszcie z namysłem:
— No, może pani wstąpi jeszcze po południu, poradzę się z mężem i pani może się też namyśli, zaczekam do piątej, co? —
Utlenione włosy rozjaśniały mroczny pokój. Wszystkie stołowe, w których zdarzało się czekać Annie miały te same, ukośne, weneckie okna, przez które skąpo płynęło światło.
— Gdyby pani mogła rozstrzygnąć teraz? — poprosiła Anna. — To tak daleko wracać tutaj. —
Pani zmarszczyła się: — Niestety, muszę się naradzić. Owszem, pani mi odpowiada, ale pani rozumie, kiedy się chce dziś mieć pracę. —
Tlenione włosy lśniły jasnem złotem poprzez ciemny przedpokój.
Anna schodziła ze schodów. Wysoko tu było i stromo, przystanęła na drugiem piętrze. Zdołu nadeszły kroki. W bladem świetle ciasnej sieni wynurzył się sino pudrowany nosek. Poznały się obie.
Cienka szyja wyciągnęła się w górę z zabawnej niebieskiej kryzki:
— Przepraszam, pani z ogłoszenia, tak? — Czy pani już przyjęła, bo jeżeli tak to niepotrzebnie pójdę. —
— Nie — rzekła Anna — wprawdzie kazali się dowiedzieć popołudniu, ale niewiele można na to liczyć. —

196