Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/204

Ta strona została przepisana.

ły się. Tedy zostawiła obcą i podbiegła do nich.
Trzeba pójść — upominała się Anna i siedziała dalej. Gorycz zalewała rozmyślania i wszelką chęć.
To my potrzebujemy siebie nawzajem, te dzieci nas i my ich, ale jak trafić do siebie? — myślała. Wszystkie schody, które jeszcze czekały tego dnia wiodły gdzieindziej.
Zobaczyła nagle życie do którego wróciła dobrowolnie tak jaskrawo, jak w oślepiającem świetle letniego dnia widziała brud i biedę tego podwórza. Stara kobieta z koszem śpiewała tam teraz jednostajną melodję:
— Łupiny kupuję, łupiny, łupiny… —
Anna poczuła na sobie czyjś wzrok.
W drzwiach sieni stała w okrągłej ramie swojej niebieskiej kryzki pudrowana kurka.
Jej twarzyczka wyglądała jeszcze wciąż sino, pomimo upału. Popatrzała, poprawiła włosy, wyjęła puderniczkę i posypawszy się jeszcze raz tanim, grudkowatym pudrem, zaczęła odczytywać małą kartkę. Jeszcze wciąż zukosa spoglądała ku Annie.
— Nie wzięłam tej lekcji — zaświergotała cienko i wtedy poszła natychmiast.
Anna posiedziała sekundę oszołomiona, potem skoczyła, żeby ją dopędzić. Ale już nie zdążyła. Drobna sylwetka na cienkich nóżkach wytrwale maszerowała naprzód.

Anna popatrzała w jej stronę i coś ułagodziło tę gorycz, która się zbierała nieustannie od długich dni.



200