Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/21

Ta strona została przepisana.

Anna szukała wszędzie wyrazu kondycja. Nienawidziła go, ale wiedziała: musiał być. Na dnie myśli, której się wstydziła, była własna chęć zjadania codzień gorącego obiadu i kolacji bez wędliny na papierku.
Zanotowała i wyszła. Przez cienkie podeszwy pantofli czuła oślizgłą wilgoć bruku. Palto i beret męczyły ją zapachem zmoczonego sukna. Pierwsze było najlepsze ogłoszenie z Pięknej.
Anna pospiesznie odbyła drogę i zatrzymała się dopiero na schodach. Jej zmęczenie wyrażało się ostatnio nieskończonemi drabinami tych stopni, które przebywała za dnia; drewnianych i śliskich, albo takich jak te, wygodnych i szerokich.
Na tabliczce przy nazwisku był tytuł lekarza. Znała na pamięć wnętrze, nim otworzyły się drzwi.
Czysty przedpokój z błyszczącą podłogą, na prawo, albo lewo pokoik, poczekalnia z fotelami w sztywnych, niekształtnych pokrowcach. Pokojówka w białym fartuszku. Można to było nieomylnie przewidzieć. I już stała Anna w tem mieszkaniu, już szła po chodniku z manilli do nowocześnie urządzonego pokoju, już czekała samotnie przy owalnym stole i serce jej było pełne upartego pragnienia, żeby nareszcie gdzieś wylądować i lęku przed wilgocią bruku, która czekała znów za chwilę. Wysoka, czarnowłosa kobieta weszła do pokoju. Obie powiedziały niedosłyszalnie swoje nazwiska. Małe, piwne oczy uporczywie tkwiły w twarzy Anny.
— Pani z ogłoszenia? Jakie kwalifikacje? —

17