Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/214

Ta strona została przepisana.

Julka zdejmuje prędko z kuchni wielki żelazny garnek z wodą.
— Raz dwa nagrzałam, mama toby mi sprawiła za taki ogień. —
Andzia pomaga, ustawiają stołek i wiaderko. Julka siada na stołku i zdejmuje pantofle z bosych stop, mocnych, zawsze lekko napuchłych od stania. Niespokojnie prosi:
— Andzia, tylko drzwi pilnuj. —
Andzia zamyka drzwi na mały haczyk. Klucza niema. Szarpnąć mocniej, a haczyk odskoczy, wykruszy się ze starego, próchniejącego drzewa. Potem surowo staje nad Julką i ze zgniecionej papierowej torebki sypie gęsto okrągłe ziarna gorczycy.
— Już — mówi.
Julka stopą próbuje wody i odskakuje z krzykiem:
— Jezu, parzy…
— Co parzy — zżyma się Andzia — przecie to nie do mycia.
Złoszczą ją głupie krzyki Julci. Julka teraz posłusznie wsuwa nogi do kolan prawie we wrzątek. Nogi czerwienieją krwiście, na twarzy występują sino czerwone, wielkie plamy rumieńców. Pot gęstemi kropelkami świeci na czole.
Nogi same gwałtem wyrywają się, gorąco chwyta aż za serce.
— Oj nie mogę, nie mogę. —
Andzia stoi nad nią. Widać jak pod wypiekami jej policzki są chude i wpadnięte. Cała twarz wygląda jak sam twardy mus.

210