Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/215

Ta strona została przepisana.

— Nie rób, jak ci się nie podoba. —
Julka znów zanurza nogi we wodzie. Andzia swoją ręką obciera jej z czoła pot.
Psiakrew — mówi posępnie — chłop zrobi swoje i już, a ty męcz się i duszę wyciągaj. —
Julka zmęczonemi oczami głową przeczy. Ale nawet niema siły powiedzieć:
— Żadna krzywda. Nie uważał to przez tyle miesięcy? —
Kąpiel nóg skończona. W ciasnocie izby przy zamkniętem oknie powietrze przepoiło się wilgocią pary. Julka siedzi jak słup z sukienką zakasaną wyżej kolan. Twarz ma jeszcze wciąż nabrzmiałą, sino-czerwoną i mokre czoło.
Andzia bierze wiaderko i chlusta do zlewu. Jedno, co w tej izbie jest z ludzkiej wygody to ten zlew z obłupaną, czarną-miską. Kolano rury ma grubo okręcone szmatami, jeszcze od zimy, żeby nie zamarzło.
Julka zwolna stygnie, pot na ciele ziębnie, z wracającemi siłami pyta:
— A jak nie pomoże? —
Andzia już stoi nad kuchnią w najciemniejszym kącie izby. Odsunęła na chwilę garnek, haczykiem poprawia żar, stoi w czerwono-złocistej łunie ognia jak czarownica i sypie z drugiej papierowej torebki coś suchego, szeleszczącego do garnuszka.
— Zaparzam ci Czarnej Róży — mówi i Julkę przenika dreszcz.
Drzwi wciąż zamknięte na haczyk, na oknach łachowate firanki zasłaniają to, co się dzieje w mie-

211