Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/22

Ta strona została przepisana.

Biegle, płynnie odpowiedziała to, co mówiła tak często. — Dyplom, romanistyka i długoletnia praktyka.
— Długoletnia? — pani uśmiechnęła się powątpiewająco i uprzejmie. — Ileż pani ma lat?
— Dwadzieścia trzy. —
Czemuż to można było tak dokładnie przewidzieć wszystko, nawet to zdziwienie i to, że długo jeszcze będzie się mówiło o warunkach, o uczenicy, o uczniu, nim się usłyszy to prawdziwie ważne. Będzie, czy nie.
W samym końcu pytania osobiste. — Czy pani ma tu rodzinę? —
— Nie — rzekła Anna krótko.
Andrzeja trzeba było przemilczeć. Naturalnie. To była największa przeszkoda do otrzymania posady, tej, czy innej.
Mąż wykluczony. Częste wychodne wieczorem, zadużo własnych spraw i kłopotów, zadużo własnego życia. Powiedziała tę nieprawdę z łatwością. Tak ocalało się jakąś własną cząstką dla siebie. Stawała ścisła granica między tem, co musiało być tu, a tem, co trzeba było zostawić za drzwiami.
Dlatego przekreśliła Andrzeja jednem słowem i trwała z oczyma spokojnie odpowiadającemi na badawcze spojrzenia.
Odpowiedź wypadła blado i niepewnie, zostawiła strzępek nadziei i obudziła wszystkie wiadome doświadczenia napróżno przebytych schodów i po aptekach, w sklepikach wydzwonionych telefonów.
— Niech pani zadzwoni jutro. —

18