Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/223

Ta strona została przepisana.

błyszczy to srebrne pasmo włosów. (Nie znalazła innego porównania, tylko własne, stare: jak oksydowane srebro…). Różne bywają siwizny. Włosy mamy są jak popiół. Szare, zgaszone, umarłe włosy. Nikomu niepotrzebne, nikt o nich nie pamięta. Raz dziennie z przyzwyczajenia pociągane grzebieniem. Jego włosy są ważne, kosztowne jak srebro.
A ktoś inny jeszcze… Ale kto, ale kto? Chyba tamten z krzywą łopatką, wtedy ze szpitala, ma włosy inaczej siwe. Surowa, twarda, szara siwizna jak stal.
— Ja będę kierował. Kochanie, co się stało? —
Koło wiader z kiszonemi ogórkami, koło bawełny i tasiemek w tekturowych pudłach, koło otwartych nędznych, spożywczych sklepików, obok kamiennych flizów chodnika, które codzień tak długo i mozolnie ciągną się pod stopami, łatwo, powoli, prędko mknie granatowe auto.
— Dlaczego nie przyszłam? Chciałam już nie przychodzić wcale. —
— Nigdy? — zdumiewa się Stawan, nie patrząc na kierownicę.
— Nigdy — mówi Anna i czuje gorzki smak tego słowa. — Nie możemy tak rozmawiać w biegu. —
— Poczekaj — mówi Stawan sucho.
Auto pędzi. W tempie przez śródmieście, przez zielone, wesoło Aleje, dalej wdół Belwederską. Milczą. Na wilanowskiej szosie, ledwie się miasto kończy, Stawan zatrzymał maszynę, odwrócił się ku Annie całą twarzą:
Zapytał: — Dlaczego? —

219