Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/224

Ta strona została przepisana.

Odpowiedziała z trudem. Gubiła wyrazy, zacinała się:
— Pamiętasz co powiedziałeś, kiedy się zaczęło? Zawsze jest jeden powód najważniejszy. Ja tak chcę. —
Zapytał, nie spuszczając pociemniałych oczu:
— Tak nagle? I nawet nie chciałaś mi tego powiedzieć? —
Zabolało. Osłabła. Ale na krótko.
— Powiedziałam zbyt lakonicznie. „Chcę“ to nie jest najważniejsze. Wiem dlaczego muszę chcieć. —
— „Muszę“ to nieprawda — odparł surowo, patrząc swojemi wiedzącemi oczami.
Annie wydało się nagle, że sama postępuje źle i tchórzliwie. Przyjechał z własnej woli. Pamiętał o niej. Urażona miłość własna, ustępowała, pozwalała się tem przebłagać. Ale to jeszcze nie było wszystko.
— Byłeś mojem świętem… — zaczęła, ale nagle zbrakło jej słów. Wszystkie nieudolnie, tak nieprawdziwie, zbyt uroczyście układały się w zamknięte zdania.
On tymczasem posępnie odpowiedział, palcami ściskając kierownicę.
— Nigdy nie pytałem się o twój powszedni dzień. Myślisz, że to jest łatwe? Przecież nie mogłem go pominąć naprawdę, przed sobą samym. Zdaje ci się, że nie myślałem nigdy o twoim mężu, o tobie, jaka jest ta część twojego życia, której ja nie widzę?
Uważałem, że muszę ci ją zostawić, wyrzec się jej, skoro ci nie dawałem nic wzamian.
O tem wcale się nie chce i nie trzeba mówić. —

220