Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/226

Ta strona została przepisana.

tać. Kochanka, bo tak chcę. To jego argument. Za łatwy. Nie chcę takich. Nie chcę zbyt łatwo chcieć… —
Zawołała gorzko:
— Nie o to chodzi, my jesteśmy różni ludzie, zupełnie różni. Jednego dnia ty nie zechciałbyś już więcej, to tylko przypadek, że ja powiedziałam to pierwsza, dziwny przypadek. —
Popatrzał w milczeniu. Potem ujął kierownicę rękami w zielonkawych, matowych rękawiczkach z renifera.
— To nie przypadek. Prawo. Silne prawo — odrzekł i dotknął pasma siwych włosów nad skronią.
— Nieprawda — zawołała Anna — wcale nie to. —
— Prawda — zaprzeczył uparcie.
Żeby mu przynajmniej powiedzieć teraz — pomyślała boleśnie — jak bardzo cieszyłam się tem i że nigdy nie miałam prawdziwego święta, że za wszystko płaciłam zawsze wszystkiem, co miałam. — Ale źródło serdecznych słów leżało w głębi wyschłe, milczące.
— Miałaś dużo czasu — rzekł Stawan — przemyślałaś. Tyle dni. Uznaję jeden argument z twoich wszystkich. Wiesz który. Nie chcesz. Już nie chcesz. Na to niema rady — Jego głos był spokojniejszy, prawie uprzejmy.
— Nie martw się kochanie, widzę jaka jesteś blada… —
— Dwa tygodnie kuracji na Twardej — pomyślała Anna, już miała to na ustach, kiedy on powiedział jeszcze:

222