Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/228

Ta strona została przepisana.

Własne, nieuznane „ja“ pokazało co umie. W jednej chwili rozszalało się z tęsknoty z bólu, odepchnęło, przyciemniło cały zielony, letni, słoneczny świat i ostatnich bliskich ludzi, którzy jeszcze zostali.
Już ich było mało. Pogubili się gdzieś w codziennej wędrówce.
Obojętnie i niewidząco przeszła obok współczujących oczu starego emeryta w wyszarzałym do ostateczności, za szerokim garniturze, który wlókł ciężko nogi wdół ulicą.
Co znaczyło ludzkie współczucie, miękkie, lepkie i bezsilne?
Wiedziała: można było ginąć we współczujących oczach. Przeżywały to i współczuły dalej innym — dopóki też nie zginęli.
Dziecinnie, bezradnie przestraszyła się własnej klęski. Tylko u innych bywała prawdopodobna.
Szła wciąż naprzód, nie widząc ulicy, drogami, których pamięć żyła gdzieś w podświadomości. I one wiodły dokądś, ale Anna nie poznawała dziś tego celu.

Najbliższa lekcja o dwunastej na Nowowiejskiej, można stąd pieszo. Właśnie na czas.



Na krótko nim głosy syren przerywały miarowo dyszącą, fabryczną jednostajność na Częstochowskiej, opuszczał Piotr Zienkiewicz biuro.
Przed fabryką czekał zwykły Ford przestarzałej konstrukcji (kryzys). Naprzeciwko, na jezdni tam

224