Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/23

Ta strona została przepisana.

…Na Złotej były czyste schody. W małem ciemnem mieszkaniu pani z wyłupiastemi oczami powiedziała ze zmęczeniem. — Już zajęte. —
Kiedy? Było jeszcze tak wcześnie. A może tylko nie chciała jej?
Na Śliskiej (ulice zostały rozłożone według rozsądnego planu, przekreślone ołówkiem gdy zawodziły. Ponura, czarna drabinka) schody były wąskie, drewniane, kręte. Już odrazu na ich wydeptanych schodach nie było nadziei. Droga, która jednych biedaków wiedzie do drugich, cóż mogła mieć u kresu?
Na Żelaznej było czwarte piętro bez windy, mieszkanie pełne ludzi jak hotel, tu dawali obiady i dopłatę. Praca na pół dnia, dopłata starczyłaby na tramwaje.
Po Krochmalnej, po Ceglanej, po Lesznie jeździł z pasją szorstki, tani ołówek. Każda kreska przecinała jakąś jedną nitkę, która łączyła człowieka z powszednim dniem pracy.
Dzień przeładowany ludźmi wypychał ich w męce poza siebie, nazewnątrz, na drugą stronę, a oni bronili się rozpaczliwie.
Ostatniego adresu nie pożarła już czarna kreska. Został. Zrezygnowała. Nogi tak bolały. Na Żelaznej przy Twardej stanęła przy znajomym zakręcie. Powiało dawnemi latami, sklepem, gdzie się kupowało zeszyty i gumki i naklejanki, sztywne, kolorowe, błyszczące cuda. Zawsze w tem miejscu zawracało się w starą przeszłość — do domu.
I Anna zawróciła. Dzień rozdarł się nagle jak

19