Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/235

Ta strona została przepisana.

Słabo powiedział:
— Co za sztuki, jedz. —
Ale Julka odłożyła chleb. Wtedy chwycił go łapczywie i zmiażdżył w dwuch kęsach. Julka nawznak ułożyła się na trawie, chciała pochwycić jeszcze trochę słońca, ale już bladło, szło ku zachodowi.
Najpierw z lubością przypatrywała się jak Stefan jadł, potem znów spochmurniała. Wtedy on rzucił nagle:
— Możnaby się tej Anny Andrzeja poradzić. Zawsze prędzej będzie wiedziała i może co poradzi, chcesz? —
— Nie — krzyknęła z pasją i nagle spytała — przecie to nie jego żona? —
— Jakże, trzy lata żyli. —
— Niczyjej rady mi nie trzeba — rzekła zawzięcie, nie patrząc na niego.
Szarpnął ją za ręce, aż usiadła:
— Mów rzekł gniewnie — gadaj, co chcesz zrobić, już mnie nie złość. —
— Ano nic. —
— Co? — burknął, nie rozumiejąc.
— Bo to widzisz — zaczęła — nie pójdę do żadnej tam. Nie wytrzymam tyle boleści, jeszcze nogi mam odparzone. A ile umiera? Nie pójdę. —
— Rodzić chcesz? — spytał prosto.
Schyliła głowę: — No.. —
Stefan wyrwał z korzeniem garść trawy. Była skruszała i sucha od słońca.
— Ja, no wiesz — powiedział w oczy jej pa-

231