Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/239

Ta strona została przepisana.

głosem wybiegającym z czyjegoś otwartego okna.
Dlatego było warto żyć, to zdobywać. Nietylko, żeby się nie dać, kiedy, wyrywano ostatnie okruchy, ale samym wywalczyć. Czy nie tak mówili z Andrzejem od najdawniejszych lat, nie tak rozumieli sens wszelakich zamierzeń?
Żeby inaczej żyć. żeby kiedyś właśnie takie, co się narodzi nie rosło krzywonogie w izbie, gdzie się pospół z Kowalskimi i Kozłowską pomieszczą o głodzie. Ale nato dziecko Stefana i Julki przychodziło zawcześnie.
Nocą na sienniku, pod kołdrą, z której bokiem wyłaziła wata, Stefan stękał. Niechby się lepiej pozbyła. Na to życie, co go czeka, zawsze ma czas.
A choćby sama Julka. Dziewczynę w ręku trzymasz, miękka jest jak wosk, zrobisz co zechcesz, własna jak twoje oko albo ręka, a odejmiesz na chwilę ręce, zaraz obca, inna, nie rozumie nic, nie wie, obce ma racje. Jakże to Julka mogła wtedy, nie czekając za Seweryniakiem iść?
Teraz tak, sama na wszystko się godzi, później kamieniem na szyi zawiśnie, ona sama wyklnie, wypomni. Postanowił tedy spróbować ostatniego, poszukawszy Dolisowej Anny.
Wybrał się wczesnem ranem na Twardą, bo wiedział, że mieszkała teraz u matki.
Po długiej drodze ze Stawek sto razy namyślał się i wargi przygryzał, bo w gruncie rzeczy ta Anna i oni, to cóż?
Kiedy mieszkali z Andrzejem na Wroniej schodzo-

235