Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/245

Ta strona została przepisana.

Poszły parę kroków, ale nie dalej podwórza.. Tam Julka przystanęła znów. Wyczuwało się jej opór. Na podwórzu było prawie ciemno. W oknach paliły się już słabe, tanie żarówki, świecące czerwonawo, albo małe, białe kręgi naftowych lamp.
Niebo wisiało w górze granatowe, wciąż nad niemi ciemniejące, groźne dziwnym przepychem rozległości, gwiaździste, niezmierne, pełne złotych migotliwych punktów, owych niedbale rozrzuconych w przestworzach światów.
Mogły tam być tak samo cierpiące jak ten, który w dole na Pokornej wśród mdlących zapachów z okien, i zmieszanych gwarów przeróżnych odgłosów, hałaśliwie szykował się teraz do snu.
Zatrzymały się pod ścianą koło jakiegoś ciemnego, zamkniętego głucho okna. W mroku widziała Anna twarz Julki, skrytą i obcą. Niebieskie oczy uciekały przed jej spojrzeniem.
Anna zaczęła sama: — Chce pani, żebym coś poradziła? —
Na parterze za otwartem oknem smażono coś, Cuchnęło złym tłuszczem. Ale Annie zdawało się że gdzieś pozatem wietrzy zapach eteru.
— Nie — powiedziała Julka prosto z mostu — nie potrzeba mi. —
— Może coś lepiej będę wiedziała jak pani — powiedziała Anna łagodnie — przechodziłam to już — i poczuła, że czerwieni się w ciemności.
Zrobiła krok naprzód, chciała uciec od zapachów podwórza, wyjść na ulicę, ale Julka nie ruszyła się.

241