Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/247

Ta strona została przepisana.

widziała twarz z twardemi szczękami i krzywą, czerwoną blizną.
Już chciała się przed nim wytłomaczyć, że mu nic nie pomogła, kiedy on zaśmiał się krótko i machnął ręką:
— Niech i tak będzie. — uśmiechnął się prawie wstydliwie — Chce się mieć swoje dziecko, żeby było z nas.. —
Pomilczeli chwilkę…
— Muszę iść teraz — powiedziała Anna — jutro pewnie przyjdę popołudniu, jeżeli będziecie w domu. —
— Przychodźcie napewno — zawołał, przytrzymując jej rękę — a może teraz iść kawałek, odprowadzić was, co? —
— Pojadę, nie trzeba — wzbraniała się Anna gorąco. Nie wiedzieć czemu, nie chciało jej się za nic iść z kimkolwiek ulicą. Poszła sama.
Zdaleka, w sinych światłach leżał Plac Broni. Na Pokornej ludzie siedzieli na kamiennych schodkach przed zamkniętemi sklepami.
W przejściu obok jakiegoś domu zapachniało delikatnie i słodko. Za białym płotem składu drzewa kwitło lato zabłąkaną w te strony pojedyńczą, wonną akacją.
Ale dalej były sklepy śledzi. Nietylko za dnia, jeszcze wieczorem, przez całą, niedługą ulicę do końca zalatywały ostro, słono i mdło.
..Tej nocy w którejś chwili w kuchni, na swojem wąskiem polowem łóżku obudziła się Anna. Usiadła

243