Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/248

Ta strona została przepisana.

na łóżku. Drżała. Może coś jej się śniło. W niejasnych obrazach był szpital i wędrówka po Belwederskiej i jakaś droga zapomniana dokądś przez most, a może nie było wcale snu, tylko nagle obudzona rozpacz.
Jakby kamieniem przywalono serce. Wkopała twarz w poduszkę. Nim zdążyła oprzytomnieć, powstrzymać się, wybuchnęła w nią dzikiem łkaniem.
Łóżko zatrzęsło się boleśnie, zaskrzypiało w słabych zawiasach, zajęczało pod nią. Przygryzła szorstkie płótno poduszki.
Powstawały w jej myśli słowa, własne, a jakby nie przez nią powiedziane. Nie poznała ich, nigdy nie mówiła niemi do siebie. Teraz powiedziała w samą głąb gorącej, mokrej poduszki:
— Moje dziecko.. Mogłam mieć dziecko.. —
Gdzieś za tem wszystkiem było ogromne zdumienie, że mógł człowiek tak wyć nieludzko, mógł tak przegrywać, dławić się własną boleścią?
Rozdarły się nagle zasłony, w których się żyło, łamało wszystko, żeby zdobyć, co się chciało, czego się pragnęło nawięcej, najżywiej, własną krwią.
Mogło tak mijać coś, żeby z tego nic nie zostało, żaden ślad? Ciskała sobie samej.
— Wtedy, kiedy go kochałam, mogłam je mieć, wtedy.. —
Jeszcze jedna ludzka myśl żyła w niej Żeby być cicho. Zębami chwytała własne ręce. Pomagało. Inny jeszcze ból zaczynał docierać do świadomości, uspakajać, kiedy go czyniła lżejszym. Poduszka zapadła

244