Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/251

Ta strona została przepisana.

Śmieszna rzecz, bolało trochę, kiedy zbyt długo trzeba było stać i patrzeć wprost na te jaskrawe słowa.
Chociaż nieprawdziwi byli ci wytwornie przegięci, całujący się, nudni kochankowie, którym dla egzotyki niezbędna była Hawai, ci w nieskazitelnych ubraniach, zawieszeni nad brudną, nędzną ulicą, nawprost wózka ze zgniłemi jabłkami, które sprzedawał obdarty chłopak.
Tylko słowa, które są zawsze jednakowe, w patetycznym frazesie i powszedniej prostocie, za biedne na uczucia, za wielkie, za przesadne na czyjąś prawdę, godziły w nią znajomem ostrzem.
W niewidzialnej głębi z powolnem skrzypieniem zaczęła się obracać płyta.
Anna usiłowała przedostać się naprzód.
„Gdy bałałajka gra, melodję życia zna..“ — jęczała płyta lirycznym barytonem, w którym chrypiały ciche trzaski.
Wtedy Anna zatrzymała się na sekundę. Stanęła. Poznała ją.
To wszystko, ból i gorycz, która ją trawiła i ta pociecha utajona, którą koił letni deszcz, pełne bólu rozstanie i jutro, w którem już się chciało podjąć nowy trud — to była właśnie ona.
Można ją było nazwać słowami z ochrypłego patosu skrzypiącej płyty. Właśnie tak: melodja życia..
Rozpryskując twardo małe kałużki we wgłębieniach wyboistego bruku, biegła Anna naprzód, żeby

247