Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/252

Ta strona została przepisana.

jaknajprędzej zdążyć na Stawki, pamiętała, że już przedwieczorem schodzą się lokatorzy.



Latem uliczka Częstochowska zaczynała rozbrzmiewać żywszym ruchem, częstym turkotem wozów i nawet przeszywającemi sygnałami trąbek samochodowych.
Zimą odstraszały je kupy niezmiecionego śniegu i głębokie, grząskie błoto. Pryskało zawsze spod kół, obrzucało ludzi siedzących na wozach pulchnemi, lepkiemi płatami.
Latem błocko po długiem, upartem wysychaniu zamieniało się w grubą warstwę kurzu na kocich łbach, odsłaniając je wreszcie ludzkim oczom, szare, czarne i rude, gładko oszlifowane niezliczonemi kołami, które po nich przeszły.
Z łoskotem dudniły teraz tędy wozy i niezdarnie, miękko na gumowych oponach podskakiwały ciężarówki.
Uliczka w letniem, odświętnem słońcu leży przesłonięta chmurkami kurzu, dyszy jednostajnie i miarowo ciężkiemi oddechami Olkowskięgo i Nonplusu.
Kiedy sierpień idzie ku końcowi, upały stają się duszące, słońce płonie białym żarem, gdzieniegdzie padają ludzie od porażeń, na ulicach tanio, za bezcen sprzedaje się na wózkach zielone, robaczywe, albo wiatrem przedwcześnie strząśnięte jabłka, już tu i ówdzie pokazuje się coroczny gość, tyfus brzuszny,

248