Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/26

Ta strona została przepisana.

czynnie i gorzko plątał się zawsze gdzieś niepotrzebnie. Matka pracowała sama.
— A robota jest? — zapytała Anna, usiłując złowić iskrę w tej beznadziejności.
Porządkowała tymczasem żurnale na stole i przyglądała się matce.
— Jest trochę. Ale wiesz przecież, że moje związkowe panny dzielą się ze mną zarobkiem. Na swoje nieszczęście wpadłem na lewicowy związek. Strajk. Podwyżka. Nic innego się nie słyszy. One żyją, mają wolną godzinę, zarabiają, a ja? —
— Czego chcesz, mamo, przecież wszyscy chcą móc wyżyć ze swojej pracy. Nie one biorą zadużo, ale tobie zamało płacą. —
Twoje teorje pięknie cię zaprowadziły — rzekła i odsunąwszy krzesło przysiadła ciężko. Nabrzmiałe jej palce przebierały sztywny materjał.
— No, a co on? — spytała wreszcie, zadając pytanie, które widać ciążyło jej od początku.
— Andrzej, wyjedzie pewnie w tych dniach. —
— Tobie też przydałoby się wyjechać. —
— Jestem zdrowa — rzekła chłodno Anna.
Naturalnie, rozmowa z marną była znów taka, jakby Andrzej był największym wrogiem jej córki i jakby te blade, wąskie wargi umiały tylko przytrzymywać szpilki, albo wyrzucać słowa jak szpilki ostre i kłujące.
Anna strzepnęła wytarty gobelinowy obrus i obejrzała się za czemś, żeby zetrzeć kurz. Oczy matki śledziły ją gorzko i pogardliwie.

22