Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/260

Ta strona została przepisana.

i na samą myśl, pot na czole i na szyi zaczął stygnąć i zimnym strumykiem ciec po rozgrzanej skórze.
Cała jedyna nadzieja była zawsze na wytrzymanie.
Raptem drzwi się otworzyły, dobroczynny przeciąg musnął mokre czoła, tylko Andzia Sikorzanka mruknęła gniewnie:
— Drzwi zamykaj, cug… —
To ryży Mundek wchodził do hali i niósł wysoko jak sztandar płaski, pusty kosz.
Podszedł do stołu Pawlakowej zmiótł do niego jedną ręką grzebienie. Posypały się z kościanym chrzęstem.
Julka odetchnęła, wyprostowała się i — aż drgnęła ze strachu. Przetrzymała chwilkę i dwa grzebienie za długo ostrzone, pękły, skruszyły się. Braki odliczano.
Z rozpaczliwą uwagą szarpnęła się nanowo, prędzej, żeby nadrobić. Raz, nałożyć, dwa, wyjąć.
Wtedy z wysoka cienko, donośnie zaczęła przeciągle nawoływać syrena Nonplusa.
Obiad. Ludzie ruszyli się odrazu, mężczyźni powstawali, kobiety odeszły od maszyn i stara Pawlakowa wylazła z za stołu. Każde z nich pierwszym ruchem otarło pot.
Jóżka Olszewska i Mania z chichotem pierwsze zbiegły nadół. Julce ścisnęło się serce. Wiedziała, że to do nowego szlifierza lecą. Już innego przyjęli.
Był przystojny, choć ospowaty. Tam obok niego przechodziły i robiły miny. Bo już był nowy, nowy…

256