Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/264

Ta strona została przepisana.

remu, tak jak o jednej godzinie wychodziły codzień z sortowni czworokątne paki z błękitnemi etykietami, na których stały nieskrócone słowa: Non plus ultra.
— Inspektora się spodziewamy — powiedział Zając, pokazując w krzywym uśmiechu rzadkie, ciemne, pokruszone zęby.
— Dlatego się do wentylatora zabierają — zrozumiała Julka i przymknęła oczy, bo jej się kleiły w ciepłej, złocistej smudze słońca.
Słońce można dziś było znieść jedynie tutaj w chłodzie sieni. Zając dźwignął się powoli:
— Pójdę na papierosa — rzekł.
Skinęła mu tylko. Od schodów szedł przyjemny, nieznaczny chłód. Nad głową Julki świeciło słońce w szerokiej smudze. Smuga drżała na sino pobielanej ścianie i płonęła krwawo na jednym z plakatów.
W czerwono złotej łunie i czarnych kłębach dymu uciekał tam człowiek. Niżej wielka ręka trzymała papierosa tuż koło napisu: Nie palić.
Od tego plakatu Julka codzień odwracała oczy, żeby się czasem nie urodziło z płonącem znamieniem ognia.
Z łagodnego wypoczynku codzień gwałtownie wyrywał ludzi najpierw głęboki bas Olkowskiego. Już ku końcowi zdarzało się, że mu towarzyszył cieniej, przeciągle Nonplus.
Sień na dole zapełniła się tupotem nóg, Julka posłyszawszy je, wstała otrząsnęła się i poszła.
W hali już od drzwi uderzyła gorąca, złota spiekota. O tej porze świeciło słońce w same wielkie,

260