Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/265

Ta strona została przepisana.

drobnemi szybami pokratowane okna Nonplusu.
O drugiej stanęli do roboty. Świeżo wyczyszczony wentylator nieco mocniej skrzydłami przecinał gęsto pyłem nasycone powietrze. Odmieciona podłoga i sufit wychylały jaśniejsze, niecodzienne oblicza. Gaśnice były czerwieńsze niż zazwyczaj. Tylko ludzie stali, siedzieli powszednim szeregiem przy robocie.
Od Julki na lewo Andzia Sikora z okrągłemi rumieńcami na twarzy i suchym, piersiowym kaszlem, na prawo szczerbata, chichotliwa Józia Olszewska.
Wszystkie w szarych fartuchach i chustkach na głowie, od początku aż do samego końca, do drzwi, gdzie stała pierwsza wirówka, jednakowemi ruchami, krok naprzód, krok wstecz, poruszały się jak szare koła tej samej maszyny.
Ludzie przy fajlarkach ruszali się inaczej. Mogli szybciej lub wolniej do pewnej granicy. Nad granicą były dodatki, poniżej niewolno było robić.
Nabierali wprawy. Jak cyrkowi kuglarze jednym ruchem przerzucali skończony i tym samym ruchem, nieuchwytnym dla oka, porywali nowy grzebień.
Pasy furczały, koła obracały się z hukiem, przesuwacze u wirówek szczękały, ludzkie ręce migały wysoko, albo całkiem nisko. W słońcu było widać jak na ścianach, na suficie i podłodze rozpylał się obficie świeży kurz.
Wtedy przeciągle zgrzytnęło i zwolniło biegu koło w fajlarce Urbańskiego. Zgóry jakiś trzask przedostał się poprzez szum pasów, jego maszyna zahamowała nagle bieg.

261