Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/27

Ta strona została przepisana.

— Znów? —
Od lat sprzeczały się o ten kurz.
— Nie mam czasu na sprzątanie. Wstałam o piątej i nie wiem kiedy się położę. —
Podniosła się, przypomniawszy sobie, że i teraz szkoda czasu.
Sztywny materjał pocięty białemi linjami fastryg, sterczący stalowemi szpilkami wlókł się za nią. Dwie były prawdy. Jedna, że ona wstała naprawdę o najbledszym świcie i powieki jej były poranione pracą, a druga, że przecież mógłby być starty kurz, który leżał odwiecznie na tych nędznych sprzętach, tak jak od zawsze na jej życiu leżał ciężar nadmiernej, rozpaczliwej męki.
— Pójdę — powiedziała Anna — mam jeszcze adresy. —
— Może zostaniesz na obiedzie? — spytała matka.
Ale Anna jednem spojrzeniem dostrzegła w oczach mamy niepokój. Kto wie, jaki miał być dziś ten obiad.
— Nie, nie — rzekła szybko, dziwnym trafem jak zwykle w tej chwili najbardziej głodna — Dowidzenia mamo, wpadnę w tych dniach. —




Popołudniu tego dnia Andrzej Dolis wychodził z ich odnajmowanego na Wroniej pokoju. Na stole, przy ustawionym stosie książek oparł kartkę. Słowa patrzały wprost na wchodzących liljowemi literami rozcieńczonego atramentu:
— Przyjdę o szóstej.

23