Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/273

Ta strona została przepisana.

— Jak zadużo krwi poleci to i doktór nie pomoże, pamiętacie Majchrzaka od Olkowskiego? — wysepleniła gorączkowo bezzębnemi ustami.
Zając poderwał się, żeby zejść. Przytrzymali go:
— Gdzie? —
— Na dół — ryknął rozpaczliwie. Niech jeszcze kto idzie, może jeszcze trza dzwonić, żeby prędzej przysłali. Co to jest, zabawa? —
Młody Sitarski już go wyprzedzał, po dwa stopnie skacząc:
— A choćby prywatnego zawołali, co? —
Wysoki kościsty Chudzielec przyłączył się do nich:
— Zginąć przy nich człowiek może — rzekł gorzko.
Kiedy szli pospiesznie przez podwórze, szlifiarz Wójcik przyłączył się do nich. Wracał do roboty i chciał wiedzieć, dokąd idą.
— Ruszamy zaraz? — spytał.
— Ale — zawołał Zając, kiedy jeszcze żadnego pogotowia nima
— To wy do dyrektora? — Nie odpowiedzieli. Wszyscy razem szli, biegli w stronę biura. Tym razem pukali.
— Co znów? —
Zienkiewicz miał pod oczami sińce, to widok krwi tak na niego działał — od wtedy…
— Niema jeszcze doktora — powiedział mu natarczywie fajlarz z krzywą łopatką. Siwe włosy lepiły mu się do czoła. Na koszuli miał bryzgi krwi.

269