Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/30

Ta strona została przepisana.

tych schodach, po których nawet znajomy tu Andrzej schodził ostrożnie.
Drzwi na dole otwierały się na korytarzyk, przerobiony z piwnicznego, dalej była duża kwadratowa izba. Przez dwa okienka na górze płynęło światło odbite o kocie łby podwórza. Wydawało się najczystszą jasnością, temu, z mroku otwierał drzwi. W tej jasności rzucały się zaraz w oczy posłania i parawan. Żelazne łóżko, raz, połowę z krzywemi drewnianemi nogami, dwa, i trzeci siennik pod derą. Resztę łapczywie zagarniał, osłaniał sobą szeroki w kwiatki parawan. To była część głównego lokatora, posadzkarza Kwiatkowskiego z żoną i dwojgiem dzieci. Kiedy Andrzej wszedł, jak zawsze, na stole pod samem oknem siedziała pracownica igły lat trzydziestu czterech, z twarzą koloru kamieni podwórza i migocząc szydełkiem z oślepiającą szybkością robiła kołnierzyki na sprzedaż do hal.
Podrygując górną częścią ciała, zadzierała głowę pod same okno, żeby wyłowić całe jasne, darmowe światło dnia. Kradły je chwilami czarne cienie nóg, które szły po podwórzu i przesłaniały okna suteryny.
Na sienniku pod ścianą siedział Stefan. Jasnowłosy, krępy, szare oczy pod szeroką brwią, dawny, od smarkatych lat sąsiad, z Wolskiej, towarzysz od ślizgawek po rynsztokach, od klipy, kuksa i palanta, poprzez różne trochę losy ich obu do dziś. Koło niego inni dwaj.
— Co cię wcale nie widać, Andrzej? —
Stefan wstaje. Prostuje się w całej swojej barczy-

26