Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/34

Ta strona została przepisana.

Zatrzaśnięto drzwi sieni od podwórza. Na schody suteryny wpełzła gruba, duszna ciemność.
— Można mówić — szepnęła Julka.
Była tak blisko, że Stefan czuł jej zapach świeży i cierpki jak wiatr. Jego ręce objęły ją ciasno. Poprzez palto i wszystkie szmatki poczuł piersi. Dyszała szybko, gorąco.
— Tamby trza jutro iść — szepnęła, kiedy na chwilę zwolnił uścisku.
Puścił ją zupełnie, potem znów ujął ręce i przytrzymał zdaleka.
— A co było z Kobrem? —
— A nic przez nogi idzie, spuchnięte ma. Całkiem już chodzić nie może — zapewniła.
— Pamiętaj — rzekł — nie co innego?
— Udała, że już nie pamięta o mówieniu „ty“:
— Pan Stefan zawsze taki. Możeby i robota prędzej była, żeby nie te polityki. —
Jej ładne, błyszczące oczy posmutniały.
— Przyjdę jutro pod Nonplus — rzekł.
Nabrała trochę nadziei: — Żeby się pan Stefan odmienił. —
— A jakibyś chciała, co? Żebym się na czyjeś miejsce wpychał. Takbyś chciała? — pytał uparcie, a słowa gubiły się w ciężkich, szurających krokach zgóry.
Milczała zmieszana, ręce kręciły przy pasku klamerkę.
— Jutro przyjdę, ty głupia — ścisnął jej małą.

30