Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/35

Ta strona została przepisana.

twardą rękę, aż chrząstki trzasnęły scicha i otworzył swoje drzwi.
Julka poleciała wgórę, dudniąc po zmurszałych stopniach. Pantofle miała rozdeptane i krzywe. Wstydziła się, kiedy oglądała je pod światło. Wogóle wstydziła się teraz i była zła. Poco tu przychodzić, głupia — wymyślała sobie sama, a wtedy przypomniała sobie jego „głupia“. Było takie jakby popieścił.
Wewnątrz tymczasem tamci czekali długo. Światło z podwórza coraz bardziej zaćmione i bure zalewało cienką szybę suteryny. Marja Szymczak zlazła ze stołu. Wszyscy widzieli jej chude, proste jak dyle nogi. Płaskie stopy tkwiły w kraciastych bamboszach.
Ryży z wypukłemi oczami wysunął się naprzód siennika:
— Wy gdzie robicie? — spytał Andrzeja.
— Inżynier jestem — rzekł powoli — ale stałe bezrobotny — mało kiedy w moim fachu robię.
Oczy tamtych wnikliwie zawisły na nim. Wypukłe ryżego jasno szare, czarne pod smolistą brwią Nitki i przyjazne Stefana, nawet Szymczak Marji — źrenice odwróciły się puste, ni to szare, ni zielone.
— Trzy miesiące w fabryce za mechanika robiłem jeden raz —
— Był czas — rzekł Pietrzak, oczami Andrzeja wskazując, — że się mogło trafić, że robotniczy syn wychodził na inżyniera. —
— Ale to się coraz trudniej zdarzy. Może już wcale — dokończył Andrzej.

31