Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/37

Ta strona została przepisana.

dziesięć, dwanaście godzin na dzień. W trykotarzach, kotoniarze… Albo na akord. —
— W Nonplusie też sami akordowi — odparł Stefan.
Ryży tylko milcząc patrzył na swoje buty. Rozciapane, wielkie, szerokie od wytarcia stąpały cicho jak kalosze. Buty, co w milczeniu potwierdzały, że chodziły szukać…
— Schodzą się.. — mruknął Stefan, kiedy znowu kroki zaczęły walić w schody.
Ryży i Nitka wstali. Wstrząsali mocno rękami, umówili się i wyszli. Andrzej tylko jeszcze pozostał na sienniku.
— Tylko chwilę — rzekł — pogadać chciałem. —
— Kiedy jedziesz? —
— Lada dzień. Przyjdziesz kiedy, to ci Anna powie, gdzie jestem i jak wszystko. —
— Ano jedź, odpasiesz się, gorączka ci odejdzie, będzie dobrze — rzekł Stefan — Jakbym miał forsę to cię odwiedzę raz kiedy. —
— Przyjedź przyjedź — ucieszył się Andrzej i nagle otworzyła się pusta chwila, pełna niewymówionych słów. Trzeba było iść, albo mówić.
— Nie chce mi się jechać — mruknął Andrzej.
— Ale przecie musisz — zdziwił się tamten.
Wtedy Andrzej wstał i długo skolei trząsł twardą, dużą rękę przyjaciela:
— No bywaj. —
— Bywaj. —
Pocałowali się niezgrabnie, mocno i już znów

33