Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/39

Ta strona została przepisana.

Nad stołem wisiała na łańcuchach lampa przerobiona z naftowej, z kolorową amplą i w sto skręconych ramion wygiętemi ozdobami, z których niespodzianie wyrastały puste oprawki na żarówki. Paliła się tylko jedna.
W jej świetle czytał Andrzej, kiedy Anna otworzyła drzwi. Podniósł zmizerniałą twarz, brunatno podkrążone oczy rozjaśniły się uśmiechem.
— Co robiłaś cały dzień?
— Znalazłam coś, tylko nie jestem jeszcze pewna — powiedziała Anna, siadając — na najbliźszem krześle tak jak stała w zmoczonem palcie i berecie. Była za zmęczona nawet, żeby się uwolnić od dręczącego zapachu wilgotnej, rozgrzanej wełny.
— Kondycja u dwojga starszych dzieci; Siedemdziesiąt pięć zł. Dobrze, prawda? Dzieci przed południem w szkole. —
Andrzej zmarszczył się.
— Wzięłaś jednak kondycję. Wołałbym dziesięć najcięższych lekcji. —
Chciała już odpowiedzieć coś gniewnego, że jemu nie potrzeba jedzenia, ani dachu nad głową i w rezultacie ma teraz zagrożone płuca, ale pomyślała, że on już wyjeżdża i ze smutkiem powiedziała:
— To nie jest złe wyjście. Nie będę nawet potrzebowała płacić za pokój, kiedy ciebie nie będzie. —
Andrzej wstał zwolna od stołu. —
— Jestem spakowany — rzekł.
Jego wysoka postać była bardziej jeszcze szczupła i wąska jak zawsze. Wiedziała że chciał podejść

35