Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/40

Ta strona została przepisana.

i trudno mu było zarazem. Podniosła głowę. Natychmiast znalazł się przy niej.
— Zdejm to mokre palto — usiłował jej pomóc — odpoczniesz kiedy wyjadę. Czuję jaka jesteś zmęczona. Ale wrócę zdrowy, zobaczysz. —
Jego jasne oczy nabrały ufnego, chłopięcego wyrazu.
Zaczął odpinać guziki jej przemoczonego palta. Poczuła jak nagle jego ręce stały się niecierpliwsze. Wiedziała to poprzez ścianę zmęczonej obojętności, która nie mogła, jednak przeszkodzić troskliwej myśli, jaka blada jest jego twarz.
Objął ją ciasno i ukrył głowę na piersi.
— Nie chce mi się jechać — wyszeptał — od pracy i od ciebie… —
Nie widzieli swoich twarzy. Bolesny skurcz wezbrał w krtani Anny. Powoli gładziła ręką włosy Andrzeja tam, gdzie od skroni falowały zlekka.
— Tak nie chcę jechać — powtórzył, trzymając ją w ramionach.
Wtedy łzy, uwolniwszy się spod powiek, rozświetliły oczy Anny, a w nich ten pokój ciemny, duszny, ścianami i sprzętami obnażający nieprzytulność niedostatku.
Ale trzymała je na uwięzi, te łzy i pełen wstydu żal, że nie żałowała dostatecznie jego wyjazdu.
Zobaczyła oczy Andrzeja, jasne, prawdomówne i gorące. Ucałowała je. Wtedy Andrzej uniósł ją w ramionach i wstał ze swoim ciężarem.
…Nawet wtedy, kiedy już spał z lekko uchylonemi

36