Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/43

Ta strona została przepisana.

że temi ulicami idąc, mija własne przeszłe życie, tak, jak się je mija zawsze na ulicach miasta, w którem się żyje od lat.
Tędy długie cztery lata temu szła z Andrzejem wieczorem wdół ku Wiśle błyszczącej i czarnej pod żółtemi światłami lamp łukowych. Były zawieszone jak lampjony na ich dzień.
Teraz już oddawna wydawało się, że Andrzej od zawsze jest w jej życiu, on i te dni z lichemi obiadami i zimną kolacją, pełne wspólnych kłopotów z praniem i cerowaniem, na które nigdy nie było miejsca w ich studenckiem kawalerskiem życiu jednego ciasnego pokoju przy rodzinie. Dobre dni, własne i wolne, choć pełne po brzegi.
Praca i wspólne sprawy wypełniły te lata, sprawiły, że przeszły jak chwila, a jednocześnie trwały nieskończenie długo.
Tej zimy, po tym samym moście wdół, nad rzeką szła wiele, wiele razy do sądu śledczego, kiedy Andrzej przez dwa miesiące był w więzieniu. Potem w poczekalniach lekarskich, przy wielu oknach i biurkach czekało się odpowiedzi lekarza, słuchając trwożnie jak Andrzej kaszlał na żądanie.
Ale chociaż mówił o tem każdy kamień i każde przęsło mostu i wszędzie stały żywe strzępy jej młodego, trudnego życia, szła Anna tak, jakby z dzisiejszym dniem zaczynało się wszystko od początku.
W obcisłem, zniszczonem palcie letniem i berecie wyglądała młodo i nie czuła nawet swoich dwudziestu trzech lat. Coś w jej młodości zbliżało ją raczej

39