Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/47

Ta strona została przepisana.

wa, a nie chciał, żeby widziano jego niezgrabne wysiłki.
Pragnął zawsze uczynić wszystko tak dobrze, że przeciętne, mozolne łażenie po drzewach uważał za potworną niezręczność.
Anna wdrapała się na stół. Po wszystkich minionych, gorących dniach lat na palącym asfalcie i w dusznych pokojach odczuła nagle zapomnianą prawdę o nierozerwalności człowieka z ziemią, o bliskiem pokrewieństwem z trawą i kwiatem.
Zosia na drabinie sprawdzała pędy dzikiego wina. Była miła, rozumna i pojętna. Ale zawsze zostawała odległość między Anną, a takiemi dziećmi. Dlatego, że… Anna nagle odnalazła żywą odpowiedź.
W kącie ogrodu stara kobieta pełła grzędy schylona ku ziemi w fałdzistej spódnicy z kretonu. — To my, ta baba i ja jestemy z jednych stron — pomyślała Anna — chociaż obce, dalekie i różne. Obie wiemy, to, czego oni nie mogą zrozumieć, że lato to duszna spiekota i męka spoconego ciała, codzienna bieganina w słonecznym żarze, udręka, której początek jest zawsze, a koniec gdzieś razem z prawdziwym końcem.
Ale właśnie wiedząc o tem, można było teraz głęboko westchnąć, ucieszyć się blado liljowym, chłodnym, wilgotnym bzem zerwanym z samej góry.
— Pomóż mi zrywać — zawołała do Stefanka.
Zarumienił się i mruknął coś.
— Chodź — zachęciła Anna i usiłowała mu pomóc wdrapać się na stół, ale on skoczył sam rozpacz-

43