Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/52

Ta strona została przepisana.

szeństwie oczy wisiały u jego twarzy. Spojrzał mimo. Źle.
Poco ten pośpiech na korytarzach, bezład, bieganina i niedomknięte drzwi od sali. Żeby niepokoić chorych i rodzinę, co? —
Zostawił ją w gabinecie przy otwartych drzwiach i do tej niechęci, która go ogarnęła przyłączyło się to, że nawet teraz czekała pewnie na jakieś przelotne muśnięcie ręką.
W białem, płaskiem łóżku lecznicy czekał chory. Niby najważniejszy, a przecież odsunięty gdzieś na bok, poza salę, asystentów, rodzinę. Badając go teraz po raz drugi, doznał doktór Stawan wewnętrznego uspokojenia, że to wszystko jest właśnie tak, jak przewidział. Skończenie prosty, niebezpieczny przypadek.
— Będziemy operować. —
Chory się boi. Pyta się, chce się upewnić. Twarz doktora rozjaśnia się w szczerym uśmiechu:
— Czy proste? O tak, naturalnie, zupełnie proste… —
Ale zaraz gdy na korytarzu znów są czepiające się ręce i przerażone oczy z nieskończonym zapasem łez. twarz zastyga w zamkniętej surowości. Doktór Stawan toruje sobie drogę:
— Zrobimy co trzeba, wszystko co trzeba. —
Ale oni nie mogą zrozumieć, że tylko to jest potrzebne i nic więcej.
Zakład rozumie. Posługaczki przestały biegać nerwowo, drzwi sali operacyjnej i opatrunkowej zamknę-

48