Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/58

Ta strona została przepisana.

już dużo dalej, szkoła, książka, zeszyty na drewnianej pokrywce beczki z ogórkami w sklepie, gdzie już zamiast mamy jest ciotka.
Andrzej leży na ciepłej plątaninie traw, naprzeciwko niego tkwią dwa ruchome blado niebieskie punkty. Oczy chłopaka też Jędrka jak on. Tylko dlatego zapamiętał go odrazu z pośród trzech innych w chałupie, starszych i młodszych o rok, z temi samemi włosami, i oczami jak woda z rozpuszczoną kroplą błękitu.
Brudna koszula, blade policzki i wyraźne kości pod opaloną skórą. Do nich przyjechał Andrzej karmić się powietrzem i słońcem i pić mleko wprost od udoju, które oni zostawiali tylko do miasta.
Z otwartej walizki ginęło wszystko, nawet chleb. O godzinę od miasta, o sto lat od zwyczajnego ludzkiego życia. Opowiadali: Barszczak szwagra zamordował. Pientnaście złotych cholera zabrał i już. Oddać, nima powiada. No to Barszczak za widły, a tamten nie miał czem, pogrzebaczem się zastawił. —
Jędrek jakoś prędko łazić za nim począł, przypatrywać się co robił i w milczeniu w kuczki siadać sobie obok. Lubił po coś polecieć, zapytać się.
To on przejęty ważnością przynosił za rożek listy i gazety, które pierwszy raz przychodziły tutaj z listonoszem.
Opalona i twarda mała ręka trzymała list, oczy uczepiły się ilustrowanego dodatku gazety.
— Chcesz zobaczyć? — spytał Andrzej i oddał gazetę.
— Je list — uśmiechnął się Jędrek.