Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/59

Ta strona została przepisana.

Andrzej chwycił go szybko i usiadł. List był od Anny. Pisała o nowej pracy, o tem, że szukała na przedpołudnie szkolnej praktyki, o tem, że Stefan miał już pracę, zadawała bez końca pytania, jak Andrzej się czuł, jak gorączka, odżywianie, czy nadchodzą gazety i co z praniem. Wszystko w nim było. Zaufanie, rozsądek i troskliwość. Nie było tylko Anny.
Z rękami opartemi na kolanach Andrzej siedział długo na rozgrzanej, miękkiej trawie.
Z chałupy buchał zapach brukwi i kartofli, który mdlił przyzwyczajonego do lichych restauracji Andrzeja.
Dzień był pusty, bezczynność ciążyła, słońce paliło gorąco i duszno.
— Prz pana niechno pan… — odezwał się Jędrek, siedząc w kuczki z podniesioną ilustracją:
— Co te ludzie robią i co na onych tablicach stoi? —
Pod same nieuważne oczy Andrzeja podsunął ilustrację, gęsto zbity tłum z transparentami. To był marsz głodnych na Londyn i Andrzej odrzekł:
— W Anglji (Wiesz co to Anglja?) wiele tysięcy ludzi, którzy nie mają co jeść poszli przez dużo kilometrów do swojego głównego miasta żądać chleba i roboty, żeby zapracować na siebie. —
— Tak? — spytał niepewnie Jędrek, pełen niejasnego zdumienia, że się tych głodnych sfotografowało:
— I co jem dali? —
Nic — odrzekł Andrzej. — To nie tak łatwo. Trze-

55