Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/61

Ta strona została przepisana.

dości i ochoty życia, która tryskała po godzinach ciężkiej pracy ich skromnego, trudnego życia.
Marjan, monter był z nich najstarszy, miał trzydzieści trzy lata, a w nich siedemnaście pracy. Zarabiał w nich zawsze sam dla siebie na życie i raz, w czasie strajku na małą bliznę na czole. Dzisiaj, po ich upływie pracował trzy dni w tygodniu i wiedział dobrze, że na wypadek redukcji będzie pierwszy, właśnie spowodu spraw związanych z ową blizną.
— Ale żyjesz, bracie — powiedział Stefan — żeby mnie tak na wsi posadzić sadłem bym obrósł. —
— Zobacz jak się tam gospodarze mojej chałupy na wiejskiem powietrzu utuczyli — odrzekł mu Andrzej, wciąż jeszcze łatwo się zasępiając.
— Ja ze wsi wyszedłem — powiedział nagle Marjan, — ale wiecie jużbym nie chciał wracać, zdaje mi się, żebym nie wytrzymał. To twarde ludziska. Jak pazurami ziemi się trzymają, a jeden drugiemu wróg. Nasz ojciec mało mnie raz w gniewie nie zatłukł, żem parę groszy wydał. Tak to się u nich wszystko w całkiem inną stronę jak trzeba obraca. —
Leżeli niedaleko chałupy na łączce i przeciągali się z rozkoszą. Andrzej przypominał sobie, jak to pierwszych dni on sam nie mógł się nasycić zielenią i zapachem trawy.
Tak i oni teraz zrzucili marynarki, zawinęli rękawy koszul i z zachwytem dopadli maślanki, którą im wyniosła Stacha gospodarzy. Zawołali, żeby została, ona jednak za młoda jeszcze była i śmieszka, uciekła

57