Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/67

Ta strona została przepisana.

spotkali się. W milczeniu oczami pokazał jej drogę.
— Pójdę i powiem — przekonywała się Anna.
Posadzka skrzypiała zdradliwie, obce meble cudzego domu trzeszczały cicho. W gabinecie lekarskim, z jednej strony pełnym bieli kanapki, szafy z narzędziami, z drugiej ciemnym i dostojnym paliła się na biurku mała lampa. Stawan podszedł blisko. — Czekała pani? — spytał.
Ale ona w gorącym odrętwieniu nie mogła znaleźć ani jednego ze słów, które chciała powiedzieć. Dopiero, kiedy poczuła jego ramię, rzekła cicho:
— Niech mnie pan puści.
— Przytrzymał. — Naprawdę pani nie chce. Czy nie rozumieliśmy się przez ten cały czas? Nie chcesz? —
Naiwnie, z głęboką troską szepnęła:
— Mam męża. —
Zdumiał się. Jego ramiona opadły na chwilę. Przypatrywał jej się. Potem nagle znów zbliżył się do niej. Nie całował, zamknął ją tylko w ramionach.
— Wiedziałaś? — zapytał tylko.
Wtedy Annę powiedziała prawdę, która powoli dojrzała w ciągu ostatnich dni.
— Wiedziałam, ale.. —
Jego palce twardo przytrzymywały jej ramiona.
— Jakie mogą być jeszcze „ale“, jeżeli to wiedziałaś? —
Podniosła bronzowe oczy pełne smutku i żaru:
— Dlaczego? — zapytała boleśnie.
— Jest tylko jeden powód — odparł doktór Sta-

63