Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/72

Ta strona została przepisana.

— Jo sama doja moja krowa — powiedziała wesoło — trzy razy dziennie świże mleko. —
Pod oknami i na ganku kręciły się dzieci, próbowały okiennic.
— U nas nie kradną — uspakajał je Wiktor Czoske ostrzyżony na zero czternastolatek z długiemi rękami.
Stefanek z odległości zadawał pytania:
— Czy się już kąpią i którędy do morza? Czy w strumyku są ryby? —
Wiktor z gorliwem zainteresowaniem objaśniał, że niektóre goście chodzą się kąpać, a tutejsze wcale się tyle nie kąpają.. Do morza zaś szło się „tandy“.
Stromo w górę z kotlinki Kaczej Doliny, Z jednej strony rósł tam na wzgórzu gęsty, pełen mszystego poszycia las, z przeciwnej po spróchniałym mostku nad szemrzącym strumieniem wychodziło się na piasczystą Morską ulicę
,Tandy“ do szerokiej drogi, którą zaczynano brukować, a kiedy wchodziło się na tę drogę, zdaleka w dole leżało nieogarnione, płaskiemi brzegami majaczące, wciąż nowe, a zawsze to samo — morze.
Wiktor pomagał zamknąć ciężkie okiennice, Hilda w brzuchatym dzbanku przyniosła ciepłe od udoju, spienione mleko.
Jeszcze wciąż przyglądano się sobie, zadawano grzeczne pytania, czy pomęczone z drogi, a goście, jakie tu pogody? Tak letnicy weszli w życie Czosków, wszystkich potrochu, a najwięcej Joachima.
To on, nie mogąc dość szybko o swojem szczudle

68